Sobota,15 października,godzina 12:56.
W tej chwili wylądował samolot z Londynu.Bella była zdenerwowana.Tak samo jak Clary,ale chodzi o to,że włoszka bała się,że spotka Justina.
Wciąż go kochała,ale próbowała oszukać samą siebie. Clary natomiast bała się,że Chaz ją zostawi i sama będzie musiała wychowywać dziecko.
Każda z nich miała mętlik w głowie,ale musiały wziąć się w garść.
Kiedy samolot wylądował i przyjaciółki zabrały swoje walizki,złapały taksówkę,która jechała w stronę mieszkania Somersa i Butlera.
Po 15 minutach były na miejscu,więc wyszły z pojazdu uprzednio płacąc za przejazd.Bella wzięła walizki,ponieważ nie pozwoliła przyjaciółce dźwigać.
Weszły po schodach i zadzwoniły do drzwi.Po chwili otworzył im Ryan.
Chaz słysząc dźwięk dzwonka od razu pobiegł do drzwi,a kiedy zobaczył tam Clary - odetchnął z ulgą.Podszedł i mocno ją przytulił.
-Nigdy więcej mi tego nie rób - wyszeptał w jej włosy.
Tak naprawdę,od tygodnia nie wiedział co się z nim dzieje.Jego pierwszą myślą po przebudzeniu była Clary,myślał gdzie jest,co robi,czy nic niej nie jest.To oczywiste,że był zakochany,ale jeszcze tego nie wiedział.
Ryan natomiast przywitał się z Bellą,po czym zabrał jej walizkę i zaniósł do swojej sypialni,gdzie była też Jane.
Kiedy w drzwiach zobaczyła przyjaciółkę,podbiegła do niej i przytuliła.
-Nie wierzyłam jak Chaz powiedział,że przyjedziesz - uśmiechnęła się.
-Czyli wszystkim wypaplał - zażartowała,na co cała trójka się zaśmiała.
-Jak sobie tam radzisz ? - zapytał Ryan.
-Wiesz...jest dobrze.Mam pracę i znajomych.Oczywiście to tutaj są moi przyjaciele,czyli wy,ale daję radę.Chociaż psychicznie ciągle jestem w rozsypce - ostatnie zdanie powiedziała cicho.
- A On? Co u niego ? - zapytała,bawiąc się palcami.To było oczywiste,ze pytała o Justina,ale wypowiedzenie jego imienia,było dla niej zbyt bolesne. Za dużo wspomnień ze sobą wiązało.
- Jest w totalnej rozsypce.Razem z Chazem widzimy go w pracy i on zachowuje się jak zombie.Dosłownie.Przestał się uśmiechać i nie wychodzi już na imprezy.To tak jakby w ogóle nie on.Wiesz,chyba powiedzenie "Zaczynamy coś doceniać,dopiero jak to tracimy" jest w jego przypadku idealne.Docenił miłość dopiero jak go opuściła.Rozumiesz mnie?
Włoszka tylko przytaknęła.
-Wiecie,kilka tygodni temu zadzwonił do mnie.Jak był pijany i powiedział,że żałuje że w ogóle mnie poznał i jeszcze kilka nieprzyjemnych rzeczy - westchnęła.
-Tak,wiem o tym - zaczął Ryan- Chciał dzwonić do ciebie i cię przepraszać,ale wiedział,że nie odbierzesz.Przykro mi,że to wszystko cię spotkało - Butler położył dłoń na jej ramieniu,żeby dodać jej otuchy.
-Może tak miało być - westchnęła - Może żądałam zbyt wiele - wzruszyła ramionami.
-OK.Koniec tych depresyjnych gadek - zachichotała Reed - Co tam u was?
I od tej pory przyjaciele zaczęli rozmawiać na wszystkie tematy.
***
W tym samym czasie na dole,w salonie Clary starała się powiedzieć Chazowi o swojej ciąży.
-Dlaczego wyjechałaś? - zapytał troskliwie,kiedy obejmował ją ramieniem.
-Nie chcę być dla Ciebie ciężarem - westchnęła,po czym zamknęła oczy starając się powstrzymać łzy,które po chwili i tak wypłynęły z jej oczu.
-Nie płacz,skarbie - szepnął,wycierając słoną ciecz,wypływającą z jej oczu - Po prostu mi powiedz.
-Nie wiem jak to powiedzieć - przyznała cicho.
-Najprościej - zachęcił ją.
Wypuściła oddech,który wstrzymywała.
-Jestem w ciąży - szepnęła.
Chaz wytrzeszczył oczy,a dziewczyna wstała.
-Przepraszam,a teraz po prostu wyjadę i zniknę z twojego życia - powiedziała przez łzy.
Kiedy tylko wstała,chłopak pociągnął ją za nadgarstek przez co dziewczyna siedziała na jego kolanach.
-Dlaczego to robisz? - zapytała.
-Co robię? - uniósł jedną brew.
-Nie pozwalasz mi odejść - szepnęła.
-Bo Cię kocham - zaśmiał się i pocałował ją w usta.
-Damy radę - szepnął w jej usta,po skończonym pocałunku.
***
Około 19.00 Bella postanowiła,że pójdzie na spacer.Zostaje tu do jutra,a potem znowu wraca do Londynu.
Poszła w tylko jej znane miejsce.Mianowicie była to mała łąka niedaleko plaży.
Było tam bardzo "przytulnie".Drzewa otaczały ją z każdej strony,niedaleko płynął strumyk,przez co było słychać szum wody.Najlepsze było to,że na środku łąki rosło drzewo.
To Justin pokazał jej to miejsce.Nawet zamontował huśtawkę,która była przymocowana na drzewie.
Po 20 minutach była na miejscu.Czuła się tu bardzo dobrze.Tak jakby była w jej własnym świecie.
Usiadła na huśtawce i poczuła się jak małe dziecko,które czerpie z tej zabawy tyle frajdy.Ona teraz też czerpała.Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
W tej chwili Justin też przyszedł w to miejsce.
Wytrzeszczył oczy jak zobaczył osobę siedzącą na huśtawce.
-Bella? - zapytał,kiedy podszedł bliżej.
-Justin? - natychmiast zeskoczyła z "przedmiotu",na którym siedziała - Co ty tu robisz?
-Przyszedłem pomyśleć - wzruszył ramionami.
-To ja chyba powinnam iść - powiedziała zakłopotana.
-Zostań.Przecież starczy tu miejsca dla nas Szatyn natomiast usiadł z drugiej strony drzewa.
-Przepraszam - westchnął,po kilku minutach ciszy.
-No,wiesz za ten telefon.Wtedy w nocy.Nawet nie wiesz jak żałuję - powiedział,bawiąc się palcami.
-Nic się nie stało - zapewniła,siadając koło niego.
-Żałuję za wszystko co robiłem.Jestem idiotą.Teraz nawet nie mogę patrzeć na siebie w lustrze,bo widzę potwora,który zranił najlepszą dziewczynę na świecie -westchnął.
-Nie obwiniaj się Justin,może teraz cierpię,ale wierzę że to stało się po coś - położyła rękę na jego ramieniu Bella. obojga.
-Ok - wzruszyła ramionami,wracając na huśtawkę.
-Wiem,że nigdy mi nie wybaczysz,bo ja sam sobie nie mogę tego wybaczyć.
Bella wiedziała,że chłopak mówił szczerze.Widziała nawet łzy w jego oczach.
-Justin,po prostu.Zostańmy przyjaciółmi - wyciągnęła rękę w jego stronę.
Chłopak natychmiast ją uścisnął.
-Wiesz,co jest najgorsze? - zapytał.
-Co? - odpowiedziała pytaniem.
-To,że tu nie mieszkasz.To,że jesteś tysiące kilometrów ode mnie.
To,że nie mogę cię zobaczyć codziennie,kiedy się obudzę.To,że nie mogę patrzeć na twój uśmiech każdego dnia.To,że tęsknię za tobą.
Pamiętaj,że ja zawsze będę cię kochał.
-Ja muszę to przemyśleć - powiedziała wstając.
-Dziękuję - szepnął Justin,który pozostał na łące.
"Może Stratford to moje miejsce" - pomyślała,kiedy była w połowie drogi do domu.
***
Mamy rozdział 5.
Dzisiaj mam wenę,więc dodam chyba jeszcze jeden rozdział.
Mam na niego plan.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ I SPRAWIASZ UŚMIECH NA MOJEJ TWARZY.
PS. BYŁABYM BARDZO WDZIĘCZNA JEŻELI POLECALIBYŚCIE MOJEGO
BLOGA.
Przy okazji można komentować z anoima,więc jeśli kto nie ma tu konta
to i tak może komentować.
:P